Stefan Tokarski – licencjonowany przewodnik tatrzański klasy I
Moja kilkuletnia już znajomość z Panem Stefanem wynika z faktu, że jako częsty gość Ośrodka „Marzenie” w Zakopanem spotykam go regularnie jak oprowadza po Tatrach i Podhalu tamtejsze wycieczki. Jest przewodnikiem tatrzańskim klasy pierwszej, co znaczy iż uprawnienie to daje możliwość prowadzenia wycieczek po znakowanych szlakach turystycznych i tych nieoznaczonych w warunkach letnich oraz zimowych (o ile oczywiście nie są czasowo zamknięte).
Przepisy te nie obejmują słowackiej części Tatr, m.in. na prowadzenie po tamtejszych szlakach nie znakowanych, należy mieć zgodę TANAP-u
Pan Stefan Tokarski
Prywatnie to mąż, ojciec, dziadek i bardzo pogodny człowiek. I co ważne – mimo niemłodego już wieku pozostaje w doskonałej kondycji i rewelacyjnej formie. Choć prywatnie i po cichu narzeka, bo korzonki, bo stawy, bo kolana itd., ale już za chwilę bierze kijki w ręce, zakłada swój plecak i dziarsko rusza na szlak.
Zawsze zastanawiało mnie jak to jest jak taki przewodnik – człowiek zakochany w górach prowadzi wycieczkę np. rozwydrzonych gimnazjalistów, którzy mają to gdzieś i idą, bo im kazali czy pijanych, rozkrzyczanych i rozbawionych turystów?
Są i na to sposoby – mówi. Albo się im delikatnie zwraca uwagę, jakoś zagaduje lub prowadzi po krótszych i łatwiejszych trasach.
A co gdyby nie góry? - pytam. Odpowiada, że nie wie. Niby ma jakiś tam wyuczony zawód, skończone szkoły, ale od zawsze zajmował się tylko przewodnictwem. I chociaż jego mama, powtarzała, że inni robią coś konkretnego, tylko Stefek się ciągle bawi... Z tej jednak zabawy da się wyżyć, postawić dom, a przy okazji, a może co najważniejsze – robić to, co się faktycznie kocha. Był też w górach w Rumuni czy ponoć w urokliwych górach w Bułgarii.
zdjęcie z bazy zdjęć PG, Zakopane / fot. Kazimierz Czagowiec
Przy okazji, warto napomknąć, iż często dochodzi do sytuacji, kiedy to osoba, która nie jest licencjonowanym przewodnikiem stara się ukrywać swoją działalność. W internecie umieszcza lakoniczne ogłoszenia o organizowaniu wypraw na tatrzańskie wierzchołki (często nawet te trudne). Tego typu wycieczki narażają uczestników na utratę zdrowia czy nawet życia.
Wszyscy pamiętamy przecież tragiczną wyprawę na Rysy w styczniu 2003 r. Wtedy to przecież nauczyciel bez uprawnień przewodnickich poprowadził zimą na Rysy grupę licealistów z Tychów. Na wycieczkę spadła lawina, pod którą zginęło 8 osób. Sąd skazał nauczyciela Mirosława S. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery.
Bartek Michalak
- Szczegóły
- Nadrzędna kategoria: Artykuły
- Kategoria: Ludzie Gór