Po niezbędnym wprowadzeniu teoretyczno – historycznym czas najwyższy, aby zacząć wreszcie naszą wyprawę. Zmagania z Głównym Szlakiem Beskidzkim zaczniemy w jednym z najpopularniejszych i najlepiej zagospodarowanych turystycznie pasm górskich w Polsce - w Beskidzie Śląskim.


Początek Głównego Szlaku Beskidzkiego znajduje się przy stacji kolejowej w Ustroniu i oznaczony jest pokaźną tablicą, na której - oprócz podstawowych informacji - szczegółowo zaznaczono też jego przebieg na obszarze całego Beskidu Śląskiego. Początkowo szlak kluczy gwarnymi uliczkami Ustronia, by po dłuższej chwili wyprowadzić nas na Równicę. Podejście na nią prowadzi przez las i jest stosunkowo strome, lecz jeśli komuś zacznie wydawać się, że oto wreszcie wyruszył w góry i zaczął oddalać się od cywilizacji, to na szczycie spotka go spora (niekoniecznie miła) niespodzianka. Wierzchołek Równicy jest bowiem jednym z najliczniej odwiedzanych miejsc w Beskidach i przypomina zatłoczony jarmark. Znajdziemy tu m.in. oblężone schronisko PTTK, parking i karczmę, a wszystko to położone wzdłuż biegnącej grzbietem… asfaltowej drogi. Nie mniej ciekawie będzie również przy zejściu, ponieważ GSB z Równicy poprowadzi nas prosto do… Ustronia. Tym sposobem, po dobrych 2,5 godziny, znajdziemy się praktycznie w punkcie wyjścia. A ponieważ solidnie się obniżyliśmy, czekać nas będzie kolejne, strome podejście. Tym razem na Wielką Czantorię.

glowny-szlak-beskidzki-1-1-m
Na jej szczycie czeka nas powtórka z rozrywki, bo pod względem zatłoczenia góra ta jest gorsza chyba nawet od Równicy. Na Czantorię wyjechać można z Ustronia wyciągiem (z czego skrzętnie korzystają tłumy turystów), a na miejscu znajdziemy m.in. park linowy oraz multum budek z pamiątkami lub innymi zapiekankami. Żyć nie umierać. Z rzeczy ciekawszych ja natomiast polecam wizytę w Sokolarni oraz Ośrodku Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych „Anatum”. Można tu zobaczyć m.in. sokoły, rarogi, pustułki, sowy śnieżne czy jastrzębie. Może się również trafić szansa, aby pooglądać, w jaki sposób ptaki drapieżne układane są do polowań.
Wierzchołek Czantorii przecina granica polsko-czeska i począwszy od tego miejsca GSB na długim odcinku również biegł będzie niemal idealnie wzdłuż granicy. Nim jednak wyruszymy w dalszą drogę, warto zostać jeszcze przez moment na szczycie, bo po czeskiej stronie czekają na nas jeszcze dwie atrakcje. Pierwszą jest schronisko górskie, a drugą – pokaźna wieża widokowa. Ta ostatnia mierzy ok. 29 metrów wysokości i rozpościera się z niej widok na cały właściwie Beskid Śląski. Przy wieży działa też sklepik, w którym - oprócz pamiątek – kupić można rozmaite czeskie specyfiki wyskokowe. Po ostatnich przygodach naszych południowych sąsiadów z metanolem, zalecałbym jednak w tym względzie dużą ostrożność.


Za Czantorią Główny Szlak Beskidzki oddala się już nieco od cywilizacji i staje się trochę bardziej dziki. W masywie Czantorii, a następnie Stożka biegnie on grzbietem głównego polskiego wododziału, czyli linii, która umownie oddziela od siebie dorzecza Odry i Wisły. Warto też zwrócić uwagę na drzewostan, bo tutejsze lasy obfitują w jeden z największych skarbów Beskidu Śląskiego – w świerki istebniańskie. Ta lokalna odmiana świerka jest prawdziwym fenomenem przyrodniczym i eksportowym hitem Lasów Państwowych, któremu poświęcono nawet w niedalekiej Jaworzynce specjalne… muzeum. Na czym polega jej niezwykłość? Otóż w porównaniu z innymi odmianami świerków (np. syberyjskich lub kaukaskich), drzewo to jest znacznie bardziej odporne na choroby i szybciej przystosowuje się do nowych warunków. Świerki istebniańskie są też rekordzistami pod względem szybkości wzrostu, mogą osiągać ponad 50 metrów wysokości i żyją nawet do 350 lat. Naukowcy zaczęli badać te niezwykłe drzewa jeszcze przed II Wojną Światową i ustalili, że źródłem ich nadzwyczajnych właściwości jest prawdopodobnie lokalne skrzyżowanie genów świerków alpejskich i karpackich. Rejon masywu Czantorii jest ciekawy jeszcze z jednego powodu, tym razem historycznego. W latach 30-tych ubiegłego wieku wiodły tędy liczne szlaki przemytnicze, którymi przerzucano m.in. ochotników do Brygad Międzynarodowych, walczących w hiszpańskiej wojnie domowej.

glowny-szlak-beskidzki-1-2-m
Za Czantorią otworzy się przed nami również prawdziwa aleja schronisk górskich, które w obleganym Beskidzie Śląskim występują wyjątkowo licznie. I tu krótka dygresja oraz wyznanie. Muszę przyznać, że do schronisk odczuwam sentyment szczególny i w artykułach o GSB często będę o nich wspominał. Podczas licznych wędrówek odwiedziłem chyba wszystkie takie obiekty w polskich Karpatach i uważam, że po wielu godzinach i kilometrach marszu, nie ma nic lepszego niż schroniskowe piwo tudzież (zależnie od sezonu) schroniskowy kominek. Kocham schroniska za ich wyjątkowy klimat oraz za to, że można w nich spotkać ludzi, z którymi po dwóch słowach znajduje się wspólny język. W tym ostatnim przypadku spora zapewne zasługa wspomnianego piwa, ale liczy się fakt. Oczywiście nie wszystkie schroniska są doskonałe, bo zdarzają się architektoniczne koszmary (o jednym takim będzie mowa za chwilę) lub – co chyba najgorsze – zorganizowane naloty gimnazjalnych wycieczek, ale cóż… nie można mieć wszystkiego. Wróćmy zatem do rzeczywistości.

glowny-szlak-beskidzki-1-3-m
Na odcinku do Przełęczy Kubalonka (oddziela ona masyw Stożka od Baraniej Góry) odwiedzimy najpierw prywatną bacówkę „Światowid” na Przełęczy Beskidek, później schronisko na Soszowie, a następnie schronisko na Stożku Wielkim. To ostatnie jest najstarszym tego typu obiektem w Beskidzie Śląskim (otwarto je w 1922 roku) i również jednym z najbardziej przytulnych. Za schroniskiem, na szczycie Kiczory GSB zaczyna oddalać się od granicy i prowadzi ku wspomnianej Przełęczy Kubalonka. Gdy ją miniemy, zacznie się powolna wspinaczka na Baranią Górę, lecz wcześniej czeka nas powtórka z rozrywki i wizyta w kolejnych schroniskach. Pierwsze położone jest na Stecówce, a drugie – na szczęście już ostatnie – na polanie Przysłop pod Baranią Górą. Napisałem „na szczęście”, ponieważ schronisko na Przysłopie nie należy – łagodnie mówiąc – do najpiękniejszych. Przypomina ono typowy, gierkowski blok (cóż… obecny budynek powstał w latach 1973 – 1979) i nijak nie chce pasować do górskiego otoczenia. Lepiej więc, aby krajobrazowi esteci nie spędzali tu zbyt dużo czasu i udali się w dalszą drogę, na szczyt Baraniej Góry.


I w tym miejscu nie obejdzie się bez obowiązkowego wykładu o tym, z czego Barania Góra słynie najbardziej, czyli o źródłach Wisły. Początek największej z polskich rzek dają dwa, niepozorne strumienie – Czarna i Biała Wisełka. Pierwszy z nich (uznawany za główne źródło Wisły) wypływa z południowo – zachodnich stoków Baraniej Góry, na wysokości ok. 1150 m n.p.m. Biała Wisełka ma natomiast swoje źródła na stoku północno – zachodnim, na wysokości ok. 1120 m n.p.m. Na szczycie Baraniej Góry znajdziemy kolejną wieżę widokową, mierzącą ok. 15 metrów wysokości i pozwalającą podziwiać większość pasm górskich na pograniczu Polski, Słowacji i Czech. Widać stąd m.in. Beskid Śląski, Beskid Mały, Beskid Żywiecki, Beskid Makowski, Beskid Śląsko – Morawski, Tatry, Małą Fatrę, a czasami ponoć nawet Sudety.

glowny-szlak-beskidzki-1-4-m
Za Baranią Górą GSB wiedzie łagodnymi, widokowymi grzbietami Magurki Wiślańskiej oraz Magurki Radziechowskiej i z wolna opuszcza Beskid Śląski, kierując się ku Węgierskiej Górce, która stanowi granicę z Beskidem Żywieckim. Możliwe, że Węgierska Górka wielu osobom kojarzy się wylącznie z napisami na pokrywach studzienek kanalizacyjnych, lecz miejscowość ta może się również pochwalić ciekawą historią, na której pamiątki – pod postacią rozbitych bunkrów – natrafimy tuż przy szlaku. We wrześniu 1939 roku doszło tu do wydarzeń, dzięki którym Węgierska Górka określana jest czasem mianem „Westerplatte Poludnia”. Co takiego stało się w tej małej, górskiej mieścinie? O tym już następnym razem.