Chciałbym napisać parę słów o moim „nowym-starym” kontakcie z Panią Marią Łapińską – prowadzącą Schronisko PTTK Morskie Oko i naszej niedawnej rozmowie. Tylko tak ogólnie. Rodzina Łapińskich związana jest z tym schroniskiem już od czasów II wojny światowej. W latach 1945-80, schroniskiem kierowali Wanda i Czesław Łapińscy. Następnie ich syn, a po jego śmierci – żona wraz z córką - Patrycją oraz synem – Jakubem.

To miała być kolejna tego typu rozmowa przeprowadzana głównie z myślą o Czytelnikach Portalu Górskiego. Jednakże ilość energii, „barwność” opowieści, ich różnorodność, atmosfera, nawet smak zwyczajnej herbaty w prywatnym gabinecie Pani Marii, był tak iście magiczny i niezapomniany, że „spłycenie” takiej rozmowy do kilku pytań i odpowiedzi byłoby zwyczajnie „grzechem śmiertelnym”.

Ale od początku...

Nasze „Dobro Narodowe”, jak często mówi się żartobliwie o Pani Marii, swoje pierwsze kontakty z Zakopanem i Morskim Okiem zawdzięcza swojej Cioci (mieszkała pod Tatrami i pracowała w schronisku). Sama Pani Maria urodziła się i wychowywała w Bochni. Na dłużej do Moka „zawitała” tu jednak dopiero po maturze (do pracy) i wtedy właśnie poznała swojego przyszłego męża – Wojtka Łapińskiego. Nie była to co prawda „miłość od pierwszego wejrzenia”, ale ostatecznie udało się . I tu zaczynają się opowieści:
-o wspólnych randkach i pływaniu dziurawą łódką po Morskim Oku,
-o ciężkich, długich zimach,
-o licznych gościach w Schronisku, „sublokatorach”, o niedźwiedziach, górskich anegdotach i tatrzańskich tragediach,
-o mieszkaniu z dziećmi i z mężem w jednym pokoju na tyłach schroniskach,
-o ciąży, porodzie, helikopterze i czekaniu w szpitalu na „lotną pogodę”,
-o śmierci męża – o buncie na zły, niesprawiedliwy los, pretensji do świata i całego „schroniska”.

Finalnie jednak, głównie za namową córki, z pomocą przyjaciół i wsparciem prezesa PTTK (i dzięki Bogu!) została tu do dzisiaj i nadal schroniskiem „szefuje”. To właśnie dzięki jej pracy i ogromnym staraniom i poświęceniom, schronisko w latach 1988-92 przeszło gruntowny remont i modernizację.

Zdjęcie z bazy zdjęć PG:  Schronisko Morskie OkoZdjęcie z bazy zdjęć PG: Schronisko Morskie Oko

Ale co np. ciekawe i dość zaskakujące, Pani Maria – szefowa najsłynniejszego w Polsce schroniska – ma lęk wysokości (nabyty, prawdopodobnie na skutek śmierci męża) i nie była na Rysach od polskiej strony. W 2008 r. odbyła się za to „Wielka Wyprawa Rodzinna” na Rysy od strony słowackiej (krewni, znajomi, dzieci). Jednak, jak wynikało z rozmowy, do innych eskapad i wyjazdów Pani Marii również „nie spieszno”. Na palcach jednej ręki można wyliczyć jakieś podróże, wyjazdy (był kiedyś Cypr, było Świnoujście...). Ale sama jak mówi „nigdzie nie czuję się tak dobrze jak tutaj”. Żartuje zresztą, „że po co ma jeździć w świat skoro cały świat przyjeżdża do niej?”. Padają nazwiska takich gości schroniskowych jak Jan Paweł II, Edmund Hilllary, książę Karol (i jego „peany” na temat schroniskowej litworówki domowej roboty), Wałęsy, Millera, strażaków z WTC itd.

Wywiad z Panią Marią Łapińską

A problemy? To głównie śnieg, lawiny i lawiniska utrudniające czy wręcz blokujące przejazd. Ale na pytanie „czy nie lepiej mieszkać w mieście w zadbanej i odśnieżanej kamienicy z zawsze niezawodnym dozorcą?”, odpowiada:
-Nigdy w życiu!

Zresztą, wybór takiej drogi życiowej, mieszkania w takim miejscu, mimo różnych problemów i niedogodności, i to tak długo, w pewien sposób już na zawsze „kształtuje” ludzi, jakoś tam ich „naznacza”. Chociaż miało być zupełnie inaczej...

Jako dziecko, Pani Maria marzyła o karierze tanecznej – w balecie, złotej rybce spełniającej trzy życzenia i pracowała nad wynalezieniem eliksiru „na wieczną młodość”.

A i jeszcze na koniec taka przestroga: Jeżeli jesteś osobą roszczeniową, wymagającą i brak ci poczucia humoru – bądź pewien, że przyjacielem Pani Marii nie zostaniesz...

Bartek Michalak