Po całym roku działań w naszych pięknych polskich górach przychodzi pora na ostateczne posumowanie tego, co udało nam się zrealizować. Na wstępie jednak chcielibyśmy serdecznie podziękować zespołowi Portalu Górskiego, który zapewnił nam patronat medialny nad całym naszym projektem.

Jednak sam patronat to nie wszystko. Ekipa Portalu poza promocją samego projektu „Korona Gór Polski 2014” bardzo pomagała nam w promowaniu naszej nowopowstałej strony On the Summit, niejednokrotnie mogliśmy także liczyć na pomoc techniczną i cenne wskazówki z ich strony za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Szczerze zachęcamy wszystkich do współpracy z Portalem przy realizacji swoich zarówno mniejszych jak i większych projektów. Nie będziecie żałować!

Biskupia Kopa

Biskupia Kopa

Wszystkim Tym, którzy śledzili nasze zmagania dziękujemy za okazane zainteresowanie, jak również za wszystkie miłe słowa z Waszej strony. Cieszy nas pozytywny odbiór. Całość materiału jaki zbieraliśmy i publikowaliśmy jest dla Was. My jeździliśmy w góry, by się wyciszyć, odnaleźć spokój, obcować z pofałdowanymi zakątkami naszego pięknego kraju, by rozwijać naszą pasję. Wierzymy, że każdy, kto w przyszłości podejmie się realizacji podobnego przedsięwzięcia będzie mógł odnaleźć w naszych zapiskach przydatne wskazówki.

Poniżej chcielibyśmy zaprezentować Wam nieco statystyk związanych z całym projektem, jak i małą, subiektywną charakterystykę korony gór polski.

Zmagania z 28 szczytami tej klasyfikacji zaczęliśmy od dosyć niespodziewanego wyjazdu na Babią Górę w dniu 15.02.2014. Niespodziewanego, bo był to spontaniczny wypad w poszukiwaniu zimy i jak się później okazało jeden z najwspanialszych wyjazdów w całym cyklu. To, co zaprezentowała nam matka natura było czystą poezją. Bylibyśmy durniami, gdybyśmy nie podciągnęli tego wyjazdu pod całość projektu. Babia Góra znana ze swojej kapryśnej natury, okazała się być dla nas bardzo łaskawa.

Mogielica

Mogielica

Dalej 23.02 ruszyliśmy w Beskid Śląski na najbardziej zurbanizowany szczyt korony, czyli Skrzyczne, a następnie na Czupel najwyższy w Beskidzie Małym. Obydwie góry odwiedziliśmy jeszcze w okresie zimowym, ale pokazały nam one całkiem odmienne oblicze. Na Skrzycznem bowiem panowała zima i góra tętniła życiem najechana przez adeptów białego szaleństwa. Szkoda tylko, że chmury zasłoniły nam niemal całkiem wierzchołek słynący z pięknej panoramy. Czupel dla odmiany uraczył nas słoneczną pogodą, wysoką jak na tą porę temperaturą i praktycznie całkowitym brakiem śniegu.

Na pożegnanie zimy 9-10.03 udaliśmy się na kolejne trzy beskidzkie szczyty, a były to kolejno: Mogielica w Beskidzie Wyspowym, Lubomir zakwalifikowany w koronie do Beskidu Makowskiego i Turbacz najwyższy w Gorcach. Na Mogielicę wdrapaliśmy się od strony Jurkowa, małej i uroczej miejscowości z charakterystycznym drewnianym kościółkiem wpisanym w krajobraz. Zaletą Mogielicy jest bardzo przyjemne i niejednorodne podejście, po drodze natrafiliśmy na zadbane leśne ścieżki, bajkowe polany, z których roztaczają się obszerne panoramy, a nawet na drogę krzyżową biegnącą od podstawy do szczytu góry. Zaletą jest też niewątpliwie drewniana wieża widokowa, z której rozciąga się odległy krajobraz. Kolejnym szczytem tego samego dnia był znany z wierzchołkowego obserwatorium astronomicznego Lubomir. Szlaki tutaj niestety były mocno zrujnowane przez amatorów motoryzacyjnego szaleństwa. Rekompensuje to jednak widok z polanki na Kudłaczach, z którego przy dobrych warunkach pogodowych zobaczyliśmy oryginalną panoramę w roli głównej z Beskidem Wyspowym, Gorcami, Babią Górą z ciekawej perspektywy oraz wierzchołkami Tatr w najdalszym planie. Kolejnego dnia udaliśmy się na Turbacz w Gorce. Szlak, którym szliśmy okazał się czasochłonny, ale warto było go wybrać ze względu na niewątpliwie bardziej dziewiczą urodę Gorców w tej okolicy. Jako, że Turbacz jest szczytem zwornikowym, wędrówka po jego odnogach dostarcza ciekawych wrażeń widokowych szczególnie w kierunku południowym, ze względu na bliskie położenie Tatr.

Rysy

Rysy

Następnie 23.04 przyszła pora na wiosenny wyjazd należący do najodleglejszych względem naszego położenia, mianowicie w Bieszczady. Tam czekała na nas najwyższa Tarnica. Mimo nienajlepszej pogody (tradycyjnie dla tego regionu) był to dla nas jeden z wyjazdów „wypasionych”. Jeśli jest się miłośnikiem gór w Bieszczady po prostu trzeba pojechać, by zobaczyć ich piękno, dzicz i charakterystykę odróżniającą je od wszelkich innych polskich pasm. Bieszczady są po prostu genialne w swym obliczu.

7-8.06 przyszedł czas, by skierować się na zachód w Sudety. Ze względu na sporą ilość szczytów sudeckich, które znajdują się w koronie musieliśmy zważywszy na ograniczenia czasowe opracować plan tak, by dziennie zdobywać co najmniej 4 szczyty. Mimo początkowej niepewności, plan okazał się być w pełni osiągalny i bez większych problemów zdobyliśmy na początek najwyższą w Sudetach Śnieżkę, górę bardzo kapryśną, a zimą niebezpieczną. Nie mogliśmy jednak narzekać, bo trafiliśmy najwyraźniej na jeden z nielicznych dni w roku, kiedy z wierzchołka można zobaczyć pełną panoramę. Później udaliśmy się w Góry Izerskie na Wysoką Kopę. Wybraliśmy drogę prowadzącą przez nieczynną kopalnię kwarcu. Wysoka Kopa jest też najdalej na zachód wysuniętym szczytem KGP. Trzecim zdobytym szczytem tego dnia był chyba najmniej atrakcyjny i najmniej urozmaicony ale i trudny do znalezienia (byliśmy tam zanim pojawiła się tabliczka :)) szczyt Skopca w Górach Kaczawskich. Przed zaplanowanym noclegiem wdrapaliśmy się jeszcze na Skalnik najwyższy w Rudawach Janowickich. Tutaj w nagrodę za trud całego dnia mogliśmy podziwiać sudecki zachód Słońca z platformy widokowej na formacjach skalnych zwanych Końmi Apokalipsy. Drugi dzień zaczął się od zdobycia Chełmca w Górach Wałbrzyskich, który w rzeczywistości wcale nie jest najwyższy w tym paśmie, później weszliśmy na Waligórę w Górach Kamiennych, a dalej ruszyliśmy na Wielką Sowę w najstarszym w Polsce paśmie Gór Sowich. Na finał zmagań została słynąca z okultyzmu Ślęża, najwyższy szczyt masywu o tej samej nazwie.

Ślęża

Ślęża

W przerywniku między wyjazdami w Sudety 18.09 udaliśmy się na najbardziej wyczekiwane chyba przez każdego zdobywającego koronę Rysy. Była to jednocześnie najtrudniejsza technicznie droga na szczyt w całym cyklu, czego chyba nie musimy uzasadniać. Trafiliśmy też na genialną pogodę szczególnie, że już tydzień później spadł tam śnieg.

19-20.10 wróciliśmy w Sudety, by dokończyć nasze manewry w tym regionie. I znów wyprawa zakładała zdobywanie 4 szczytów dziennie. Zaczęliśmy od Kłodzkiej Góry najwyższej w Górach Bardzkich, by następnie udać się w całkowicie odmienne od pozostałych polskich pasm Góry Stołowe z najwyższym tam Szczelińcem Wielkim. Tego samego dnia zdobywaliśmy jeszcze Orlicę w Górach Orlickich i Jagodną, najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich. Obydwa wierzchołki są zalesione, a i charakterystyka terenu jest bardzo zbliżona. Na nocleg udaliśmy do schroniska na Śnieżniku. Następnego dnia z samego rana udaliśmy się na szczyt tej góry w fatalnych warunkach atmosferycznych. Lało, wiało, całkowite zachmurzenie odebrało nam wszelkie widoki, a szkoda, bo Śnieżnik to jeden z niezalesionych szczytów korony z ciekawą panoramą. Później, już przy lepszej aurze weszliśmy na blisko siebie położone szczyt Gór Bialskich i Gór Złotych, kolejno na Rudawiec i na Kowadło. Tu też pojawia się kontrowersja związana z faktem, że Góry Bialskie w istocie należą do pasma Gór Złotych. Kropką nad „i” w Sudetach, była Biskupia Kopa w malutkiej polskiej części Gór Opawskich, jednocześnie najwyższy szczyt Województwa Opolskiego. Tak oto bez większych problemów zdobyliśmy 16 sudeckich szczytów w 4 dni.

Na 28_szczytach_z_Portalem_Górskim_-_Kopia

Na 28 szczytach razem z Portalem Górskim!

27.11 przyszła pora na powrót w Beskidy. Zdecydowaliśmy się na zdobywanie kolejno Lackowej w Beskidzie Niskim, Radziejowej w Beskidzie Sądeckim i, jeśli starczy czasu w jednym dniu, Wysokiej w Pieninach. Lackowa uraczyła nas jednym z najbardziej dzikich zakątków w polskich górach. Prawdziwe odludzie i krzaczasty szlak pośród gęstwiny lasu tylko za tą dzicz poświadczyły. Mimo, że nie była to czasochłonna wędrówka, to tego dnia zdążyliśmy wejść jeszcze tylko na Radziejową. Niestety, mimo bardzo ładnego szlaku w zimowej już aurze, z wieży na szczycie nic nie zobaczyliśmy ze względu na zalegające chmury. By zamknąć rozdział Beskidów 10.12 pojechaliśmy na przedostatni szczyt w całym cyklu, czyli na Wysoką. Idąc szlakiem przez wąwóz Homole zapewniliśmy sobie wędrówkę jednym z najpiękniejszych polskich szlaków górskich. Mimo ograniczonej widoczności mogliśmy nacieszyć wzrok wspaniałymi widokami charakterystycznymi tylko dla Pienin.

Na sam koniec zmagań 16.12 udaliśmy się w Góry Świętokrzyskie, by wejść na najwyższą tam Łysicę. Gdyby mieć więcej czasu, to warto byłoby zwiedzić większą ilość zakątków jednego z najstarszych pasm górskich Polski. Samo wejście na Łysicę, mimo jej niedużej wysokości i krótkiego dystansu do pokonania zdecydowanie należy do przyjemnych i atrakcyjnych. Tak oto zrealizowaliśmy z Rafałem nasze postanowienie i zdobyliśmy Koronę Gór Polski w ciągu jednego roku kalendarzowego.

Teraz trochę statystyk

Zdobycie Korony szlakami, którymi wędrowaliśmy dało odległość blisko 260km marszu. Zajęło nam to w sumie 13 dni przyjemnej wędrówki.

Gdyby zsumować wszystkie podejścia w górę z miejsc, z których startowaliśmy to jest to około 13200m wspinaczki.

Do szczytów Korony Gór Polski dojeżdżaliśmy z Zagłębia Dąbrowskiego co oznaczało w praktyce około 68 godzin spędzonych w samochodzie na przesłuchiwaniu płyt :)

By dotrzeć do wszystkich celów i z powrotem do domu musieliśmy pokonać prawie 4560km co jest bliskie odległości z Warszawy do granic Kuwejtu.

Bartek Andrzejewski

Jesteśmy też na facebook:
https://www.facebook.com/pages/On-the-Summit/346015998881849?fref=ts

On the_Summit