loading...
Turystyka Górska
Sporty Górskie
loading...
Strefa Outdoor
Kultura
loading...
Kultura

Turystyka

Sport

Sprzęt

Konkursy

Zapraszam na zdjęciową relacje z tego weekendu. Jeszcze dobrze nie ochłonęłyśmy po przeżyciach z Mont Blancu a tu znowu dostałyśmy w ...pupcie. Kurs miał nas wprowadzic w tajniki zycia turysty wysokogórskiego i zademonstrować co taki przeciętny turysta, który wybiera się w Alpy powinien umieć.

W programie była cześć teoretyczna i praktyczna. Kurs został przeprowadzony z iście niemiecką pedanterią i pracowitością. Padam na nos. Nie została zmarnowana ani chwilka. A zaczęło się wszystko w piątek po pracy. Siadłyśmy w samochód i przemieściły się w Berchtesgadener Land, w okolice Ramsau. Tam na parkingu spotkałyśmy się z resztą grupy i dwoma instruktorami. Bylo nas pięciu kursantów i dwóch instruktorów. Na parkingu został sprawiedliwie podzielony wspolny sprzęt, który trzeba wnieść na gore. Mnie się dostal worek biwakowy ale Basia jest w gorszej sytuacji. Ma plecak pelen kosci, heksow, friendow i tym podobnego badziewia. Droga do schroniska Blaueis wynosi wedle wszelkich znakow na niebie i ziemi 2.45 min ale my robimy ja 1.5 godz. Już wtedy wiedziałam ze będzie ciezko. W schronie zero turystow. Sami alpiniści - obwieszeni szpejem jak choinki. Dostajemy swój wlasny stolik i zarcie. W zyciu jeszcze czegos takiego nie widziałam i... nie jadlam. Rewelka. Odechciewa mi się isc w gory. Po co jak tu tak dobrze....Po kolacji rozgladam się troche po okolicy i zatrzymuje na filmie pierwsze wrazenia.

Tuz przed cisza nocna, która jest surowo przestrzegana ( Zycie alpinisty jest ciezkie. Trzeba się dobrze wyspac.) czytamy prognoze pogody, która wydrukowałam z internetu i uczymy się ja interpretowac. Ma nam to pomoc w naszym przyszłym alpinistycznym zyciu w zaplanowaniu ewentualnej wyprawy.

Nastepny dzien, sobota jest piekny. Pogoda bajkowa. Dziarsko wyskakuje z łóżeczka i...pedze na sniadania. Znowu taka wyzera ze nie mogę się ruszac.

Nastepnie wybieramy sobie o godzine drogi od schroniska przytulne miejsce i zaczynamy cwiczenia.

 

Uczyma się zakładać stanowisko. Po dokładnym wytłumaczeniu o co w tej calej aferze chodzi:

Dzielimy się na dwuosobowe zespoly i każdy z nich robi wlasne stanowisko. Role ciagle się zmieniaja. Raz jeden jest ubezpieczajacym i na odwrot. Basia ze swoim partnerem znaleźli fajne miejsce.

Robimy rozne stanowiska. Z kosci i tasm wykorzytujac rzezbie naturalna terenu a także z już obecnych ringow. Instruktorzy oglądają nasze stanowiska i oceniaja ich przydatność oraz znajduja ewentualne bledy, musimy dokładne objaśnić dlaczego tutaj zrobiliśmy tak a nie inaczej to stanowisko i z ktorej strony będzie obciążane itd., itp. Na poniższym zdjęciu partner opuszcza Basie, musi ona, biedna po drodze znalezc korzystne miejsce na kolejne stanowisko.

Uczymy się również mniej wiecej oceniac ile i jaki sprzet będzie nam potrzebny do zalozenia stanowiska. Delikwent, który nagle zostaje bez niczego w lapie jest dyskwalifikowany. Oj, ciezkie jest zycie alpinisty.... Uczymy się również zjeżdżać "na osemce".

Po krótkiej przerwie na drugie sniadanie udajemy się na przeciwlegle zbocze gdzie mamy kilka zadan do wykonania. Instruktorzy wiedza ze mam paniczny , wrecz chorobliwy lek przd platami śniegu wiec idziemy caly czas wlasnie tymi platami po lewej stronie. Bez rakow i czekanow. Nie jestem zachwycona i wypacam wlasna krew ze strachu. Oni wprawdzie mnie pocieszaja ale konsekwentnie zadaja abym szla dalej po śniegu, tak wiec moje ucieczki na skaly koncza się niepowodzeniem i zrezygnowana brne dalej.. Jedyna "deska ratunku", gdybym się pozliznela, zostaje mi zrobienie "kotka". Dochodzimy do miejsca, które zaznaczyłam na czerwono i tam uczymy się zakładać poręczówkę. Trudności sa dwojkowe. I tu mi się podoba.

W tym momencie tez wciskam jakis guzik w aparacie i wszystko mi znika. Jest to dla mnie jeszcze wiekszy stres niż ten snieg. Od tej chwili nie zrobiłam już zadnych zdjęć tego dnia. Dopiero w schronie udaje mi się przywrócić aparat do "żywych".

Nastepnego dnia mamy o 4 rano wyruszyc na Watzmanna ale nasza grupa po naradzie stwierdzila ze wolelibyśmy jeszcze poćwiczyć w terenie przyległym do schroniska, bo natłok informacji był spory i pare rzeczy się albo zapomnialo albo pomieszalo. Watzmann lezy troche dalej i wraz z dojazdem nie starczylo by nam czasu na żadne cwiczenia bo przeciez musimy jeszcze zejsc i dojechac do domu. A wiec niedziele rozpoczynamy wejsciem na okoliczny szczyt, podziwiamy Watzmanna, który znajduje na drugim planie, za mna, po lewej stronie i zlazimy na lodowiec, aby poćwiczyć rodzaje asekuracje na lodowcu.

Na powyższym zdjęciu wedruje sobie taki zespol po lodowcu...

A tu jakas ciamajda się pozlizgnela.

Nastepnie budujemy stanowisko z czekana zakopanego w śniegu, w celu wyciagniecia delikwenta ze szczeliny. Klient jest "nieprzytomny" wiec robimy "flaschenzug".

I cala zabawa trwała by jeszcze nieco dłużej, gdyby nie to ze w tym momencie oberwal się powyżej nas gigantyczny blok skalny i rozprysnal na wiele nieco drobniejszych ale niemniej niebezpiecznych czesci, i w formie lawiny kamiennej zaczal napierac prosto na nas. Ostatnia komenda jaka wydal instruktor bylo bardzo glosne - spierdalac - ( oczywiście po niemiecku ). Jak wszystko ucichlo, zaczęliśmy się powoli znajdowac. Jedna kolezanka zostala lekko zraniona ale zyje i ma się dobrze.

Pozdrawiam. Iwona S

loading...
Dla Niej
loading...
Dla Niego
loading...
Dla Dzieci

Artykuły Strefy Outdoor

loading...
Nowości
Produkty i testy
Porady
Producenci