Pisaliśmy już o sukcesie Olka Ostrowskiego, który 29 września o godzinie 16:45 czasu chińskiego samotnie stanął na szczycie Cho Oyu (8201 m n.p.m.), po czym rozpoczął zjazd na nartach, który zakończył (najniżej jak było to możliwe) w obozie pierwszym na wysokości 6400 m n.p.m. Po drodze zlikwidował obóz drugi na wysokości 7100 m n.p.m.. Dziś za blogiem Olka publikujemy szczegóły ataku szczytowego!

 

fot: climb2ski.pl

fot: climb2ski.pl

Olek o szczegółach ataku szczytowego:

Atak szczytowy rozpocząłem 27 września. Po obfitym lunchu w ABC udałem się do obozu pierwszego (C1 – 6400 m n.p.m.) – niecałe 4h podejścia, gdzie czekały na mnie wcześniej zdeponowane narty. Od poziomu obozu pierwszego zaczynał się śnieg. Po przespaniu nocy, 28 września udałem się do obozu drugiego (C2 – 7100 m n.p.m.), ok. 6h podejścia.

Z obozu drugiego w kierunku szczytu wyruszyłem ok. godziny 1:45 czasu chińskiego w nocy 29 września po małych problemach żołądkowych, które niestety dopadły mnie jeszcze raz podczas podejścia.

Po ok. 15h wspinaczki stanąłem na szczycie Cho Oyu. Tego dnia wierzchołek zdobyło kilkadziesiąt osób. Jedynie nieliczni bez użycia dodatkowego tlenu, w tym ja. Miałem szczęście cieszyć się ciężko wypracowanym szczytem w samotności przez ok. 45 minuty – byłem ostatni, który zdobył szczyt 29 września.

fot: climb2ski.pl

fot: climb2ski.pl

Zjazd rozpocząłem z samego szczytu, co na początku przypominało bardziej narciarstwo biegowe. Kopuła szczytowa jest bardzo rozległa i płaska, śnieg był mocno przewiany w tym miejscu. Niestety w niższych partiach warunki śniegowe pozostawiały również dużo do życzenia. Zmieniały się, co kilkanaście metrów z przewianego śniegu przez beton i szreń łamliwą do miejscami poduch nawianego śniegu. Zjazd wymagał sporej koncentracji i pochłaniał dużo energii. Po drodze odnalazłem łapawicę, którą upuściłem przy operacjach na poręczówkach podczas podejścia. Do obozu drugiego dotarłem po ok. 1,5 – 2 h jazdy ze szczytu. Rozpocząłem pakowanie namiotu, z początku z nartami na nogach, co po 5 min wydało mi się strasznie komiczne i uciążliwe. Odpiąłem narty na czas zlikwidowania obozu drugiego.
Do obozu pierwszego dotarłem przy świetle czołówki ok. godziny 21 czasu chińskiego, ten odcinek znałem dobrze z wcześniejszych zjazdów.
30 września po spakowaniu całego ekwipunku zszedłem do ABC.
Podczas całej wyprawy działałem samotnie na Cho Oyu bez użycia dodatkowego tlenu.

fot: climb2ski.pl

fot: climb2ski.pl

P.S. Dnia 1 października po śniadaniu udałem się z Clement z Francji (klient ten samej agencji co ja) w stronę obozu pierwszego w celu pomocy Japończykowi Hiromi (ta sama agencja), który był mocno osłabiony i miał problemy z zejściem do ABC. Po spotkaniu na wysokości ok. 6000 m n.p.m. szczęśliwie został doprowadzony do ABC. Jego Szerpa dotarł do ABC również mocno wyczerpany w nocy z 1/2 października.
Chciałbym podziękować w tym miejscu wszystkim, którzy uwierzyli, że samotna wyprawa narciarska w Himalaje ma rację bytu. Uwierzyli w szalonego chłopaka z Bieszczad, który powiedział, że chce to zrobić i mu pomogli. Wszystkim razem i każdemu z osobna wielkie dzięki, za sponsoring, zniżki na zakupy, pożyczenie sprzętu i pieniędzy, zrobienie czegoś za darmo, dobre słowo i tym prawie 200 osobom, które wsparły mnie przez portal Polak Potrafi. Na koniec największe podziękowania dla rodziny i mojej dziewczyny, którzy nie oszaleli, kiedy dowiedzieli się, że chcę to zrobić sam i wspierali mnie jak tylko mogli. Dzięki wielkie Wam dobrzy ludzie! Dzięki, że jesteście! Bez Was bym nie dał rady!

Olek Ostrowski

źródło: climb2ski.pl