Prawdopodobnie 2002 rok. Początek lutego - warunki wspinaczkowe zbliżone do ideału. Umawiam się z Tadkiem Grzegorzewskim na pierwsze zimowe a zarazem klasyczne przejście zupełnie zapomnianej drogi R. Malczyka na wsch. ścianie Wielkiej Turni. Komin Malczyka dr. z lata 1970 roku. Trudności VI czas przejścia 6 godz. Tak informuje Taternik.

W "kapowniku" wspinaczkowym Ryśka znajdują się dodatkowe informacje AF, czyli all free, co znaczy, że wspinacz przechodzi drogę klasycznie może jednak odpoczywać w poszczególnych punktach asekuracyjnych. Nie ma żartów myślę , będzie bardzo trudno. Jesteśmy jednak naładowani optymizmem po przejściach "Tańczący z nogami" VII- i " Chochołowskiego Dentysty" VII, zwłaszcza Tadek kipi energią jest gotowy na każde wspinaczkowe wyzwanie.

Małołącka RapsodiaMałołącka Rapsodia

W niedzielę 7 lutego podchodzimy Małą Łąką, podmuchy silnego wiatru skutecznie zwalniają nasze tempo. Mamy za to więcej czasu na kontemplowanie otaczającego nas piękna. Podchodzimy w piątkę Tadek Grzegorzewski i Andrzej Chrobak obaj z N. Targu oraz dwaj młodzi adepci wspinaczki, moi podopieczni Szymon Szaluś i Dawid Krzyściak z Zakopanego. Po dwóch godzinach stajemy pod wsch. Ścianą Wielkiej Turni. Wprost nad nami komin Malczyka stromy i odpychający. Brakuje Szymona i Dawida, są pierwszy raz w tej dolinie i zawieruszyli się gdzieś w trakcie podejścia. Tak jak przypuszczałem poszli w kierunku Giewontu, ale w porę zostali zawróceni. Jesteśmy wreszcie w komplecie. Asekurowany przez Andrzeja Tadek zaczyna się wspinać. Szybko dochodzi do pionowego komina i tam utyka na dobre. Dawid z Szymonem zgłębiają tajniki zakładania stanowisk, hamowania czekanem itd. Z własnej inicjatywy kopią jamę w śniegu, która jest znakomitym schronieniem przed lodowatymi podmuchami wiatru. Instynkt samozachowawczy zadziałał. Ekwilibrystyczne pozycje Tadka i delikatnie mówiąc żółwie tempo są idealnym odzwierciedleniem dużych trudności (z doświadczenia wiem, że na tego typu wyciągach gros czasu traci się na asekurację - wbijanie haków osadzanie kostek).Po przejściu dolnej części komina Tadek zjeżdża pod ścianę, chce odpocząć, łapią go skurcze mięśni. Zmieniam go na prowadzeniu. Usiłuję wcisnąć się w wąski wypychający komin, każdy metr do góry okupiony jest ogromnym wysiłkiem. W górnej części komina wprost nad głową wiszą zaklinowane dudniące bloki, zmuszając mnie do szczególnej ostrożności. Widzę je już w myślach spadające i tnące bez pardonu moją linę. Sam nie wiem jak przechodzę to miejsce. Na wyjściu z komina stary zardzewiały, wygięty hak! Wpinam się w niego z wielką ulgą! Wyżej strome płyty z rzadka porośnięte kępami traw. Wspinanie bardzo trudne, ale porównując je z "morderczo" męczącym kominem to tylko czysta formalność. Kończę wyciąg i zakładam stanowisko. Satysfakcja i radość w pełni rekompensują trudy przebytego wyciągu. Zjeżdżam likwidując punkty asekuracyjne, a w głowie: "Pierwszy wyciąg na drodze Malczyka został pokonany klasycznie!" Pozostawiona lina wędka umożliwia wszystkim pozostałym uczestnikom zmierzenie się z kominem. Tadek i Andrzej przechodzą cały wyciąg, natomiast Szymon z Dawidem tylko dolną część, ponieważ jest już późno i zapada zmrok. Ściągamy linę. Chcemy przyjść tutaj jeszcze raz i w całości zrobić drogę. Pakujemy plecaki. Ostatni rzut oka na ścianę Wielkiej Turni i w zapadających ciemnościach schodzimy na dno doliny. Ustalamy zgodnie trudności pierwszego wyciągu na VII zimowe. Dwa dni później jesteśmy znów pod ścianą Wielkiej Turni. Brak Szymona i Dawida obaj są w szkole. Dołączył do naszego zespołu Jacek Jania. Tak jak zostało ustalone Tadek zaczął prowadzić pierwszy wyciąg wspina się bardzo równo. Schodzę na dno doliny zrobić kilka zdjęć. Pogoda fantastyczna nawet wiatr prawie zawsze wiejący w Malej Łące ucichł zupełnie. Patrzę do góry, Tadek kończy wyciąg. Wracam pod komin i ubieram pospiesznie uprząż, wiążę się liną i ruszam do góry asekurowany przez Tadka. Przeszedł komin w pięknym stylu. Moje zadanie to drugi wyciąg trudności V+. Patrzę do góry, pierwsze metry wyglądają zachęcająco. Wyżej czysta skała lekko przewieszona, wygląda dużo trudnej niż sugeruje opis. Andrzej z Jackiem są już na stanowisku i zgodnie potwierdzają trudności komina. Zaczynam się wspinać, dochodzę do przewieszenia i tu miłe zaskoczenie. Prawa strona zacięcia daje możliwość przejścia klasycznego. Krucha skała na początku zacięcia kosztuje mnie trochę nerwów i wybija z rytmu. Koncentruję się bardziej na asekuracji. Kolejny hak wbity w litą szczelinę daje mi poczucie bezpieczeństwa. Parę delikatnych ruchów i wychodzę w łatwiejszy oświetlony słońcem teren. Ściągam Andrzeja, Jacka i Tadka. Słońce grzeje jak w lecie, rozbieram się do połowy i rozkoszuję chwilą. Następny wyciąg prowadzi Andrzej, jest to jego debiut na tego typu drodze. Przechodzi go sprawnie, no może zbyt ryzykownie. Po trzecim pochyła półka z kosodrzewiną z trudnością mieści naszą czwórkę. Następny wyciąg w depresji jest nam z Jackiem dobrze znany. W 1996 roku przechodziliśmy jako kontynuację drogi „Lista Obecności”. Tadek ma prowadzić czwarty wyciąg. Nie wyczuwam entuzjazmu z jego strony jest jak twierdzi bardzo zmęczony. Wiem o tym dobrze bo widzę to w jego oczach. Dał z siebie wszystko w kominie na pierwszym wyciągu. To prawda, ale chcąc być wspinaczem z prawdziwego zdarzenia nie można poprzestać na prowadzeniu jednego wyciągu choćby był ekstremalnie trudny. Miał wystarczająco dużo czasu żeby zregenerować siły.

„Jak jesteś tak bardzo zmęczony, to cię opuścimy pod ścianę. Tam sobie odpoczniesz!” mówię złośliwie. Tadek bez słowa rusza do góry wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia z Jackiem. Im jest wyżej tym więcej entuzjazmu słychać w jego głosie. Widać, że wspinaczka sprawia mu ogromną radość. Wkrótce zakłada stanowisko. Docieramy niebawem do niego. Odwiązujemy się od lin i dalszą część drogi pokonujemy bez asekuracji. Idę pierwszy, teren jest mi dobrze znany. Ostatnia przeszkoda to stromy eksponowany filarek o umiarkowanych trudnościach. Jesteśmy z Jackiem w połowie filara i słyszymy podniesione głosy. To przerażeni nowotarżanie pod filarkiem domagają się asekuracji. Jacek zrzuca im linę… i ruszamy w kierunku plateau Wielkiej Turni.

Jan Muskat