- podwójną mistrzynią i aktualną rekordzistką świata we wspinaczce sportowej na czas.

– Być najlepszym jest trudno, ale utrzymać się i być przez kilka sezonów najlepszym, wydaje mi się, że jest trudniejsze. Jako dziecko nie marzyłam o medalu olimpijskim –mówi podwójna mistrzyni i aktualna rekordzistka świata we wspinaczce sportowej na czas – Aleksandra Mirosław.
Wywiad jest zapisem rozmowy z Aleksandrą Mirosław – ambasadorką Totalizatora Sportowego, właściciela marki LOTTO – Partnera Złotego 15. Podkarpackiego Kalejdoskopu Podróżniczego, podczas którego przeprowadzili ją Bartek Piziak i Kuba Niziński.
Kuba Niziński: Tyle razy pobijałaś już rekord świata. Czy wiesz, na ile możesz jeszcze wyśrubować ten wynik? Pytam jako laik. Nigdy nie miałem okazji się wspinać. 6 sekund na tej 15-metrowej ścianie to niektórzy mówią, że dłużej się spada.
Aleksandra Mirosław: To nie jest tak, że ja podchodzę do ściany i to jest bieg na rekord. My nie jesteśmy w stanie tego wyśrubować z myślą, że to jest ten bieg i ja czuję, że biegnę na rekord. To też lekkoatleci często mówią, że jak biegniesz i czujesz, że biegniesz na rekord, to nie biegniesz na ten rekord. Rekord się biegnie lekko, przyjemnie i generalnie tego nie czujesz. Tak było w Rzymie, tak było w Seulu i tak było właśnie w Tokio na Igrzyskach Olimpijskich. Natomiast w Seulu było to o tyle ciekawe z tymi rekordami, że ja pobiłam trzeci raz ten rekord tego dnia i do mnie nawet nie dotarło, że to zrobiłam. Na zawodach jesteś tak wyłączony, że patrząc na ten czas nie kalkulujesz tego. Wiadomo, jak są eliminacje i masz czas o tym pomyśleć i zastanowić się to tak. Ale w czasie finałów, jak jest bieg za biegiem, tak jak mówię w Seulu, nawet nie dotarło to do mnie, że to było 4 razy. Myślałam 2 razy eliminacje, raz finał, a ten czwarty? Mateusz podpowiedział (mąż i trener Oli – przyp. red.).
Bartek Piziak: Nieprzypadkowe są te miasta, w których pobijałaś kolejne swoje rekordy.
Ja biję rekordy tylko w miastach olimpijskich (śmiech).
Proszę. Czy masz jakiś sentyment do tych miast? Czy jak jedziesz na zawody, to poza zawodami jest jeszcze czas na to, żeby te miejsca poznać?
Ja raczej wychodzę z założenia, że na zawody jadę na zawody, więc nie myślę o tym, że będę miała czas na zwiedzanie. Raczej podchodzę do tego tak, że mam nadzieję, że będę miała czas w ogóle w przyszłości wrócić do tych miast. Jeżeli któreś mnie właśnie zachwyci jakoś wybitnie. Natomiast miejsce, do którego mam sentyment, to na pewno jest Rzym. I to niekoniecznie dlatego, że zdobyłam tam kwalifikację olimpijską, ale samo to jak ja się czułam w tym Rzymie. To jak nagle dociera do ciebie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Ty się tam znajdujesz, walczysz o tę kwalifikację olimpijską, że to właśnie było miasto, gdzie były rozgrywane igrzyska olimpijskie.
Chcę wrócić troszeczkę do przeszłości. W twoim przypadku ta kariera sportowa nie zaczęła się od wspinaczki. Jak to się wszystko potoczyło?
Zaczynałam od pływania. Przez 6 lat byłam w klasie sportowej o profilu pływackim. Natomiast to było też tak, że w moim domu rodzinnym zawsze ten sport był obecny. Ta aktywność fizyczna była obecna. Tutaj duże ukłony w kierunku mojego taty, który mi i moim siostrom pokazał, że ta aktywność fizyczna jest fajna, że to może być fajna zabawa, że bycie sprawnym jest fajne. O tym, że trzeba się ruszać, że dobrze się jest ruszać, że lubimy się ruszać, to wynosimy to przede wszystkim z domu. To są nasi tacy pierwsi nauczyciel, nasi rodzice.
Były treningi pływania to skąd pojawiła się nagle wspinaczka sportowa?
Za to jest odpowiedzialna moja starsza siostra Gosia, która zaczęła się wspinać kilka lat przede mną. Z zawodów krajowych przywoziła medale, puchary. Ja zawsze myślałam, że też bym taka chciała być.
Zazdrościłaś?
Właśnie to nie była zazdrość. To był podziw. Mogłabym powiedzieć, że Gosia była moją pierwszą inspiracją do tego sportu. W tym roku dotarło do mnie, że ona była takim bodźcem dla mnie do tego, dlaczego ja zaczęłam się wspinać. Dzięki niej trafiłam na tą ściankę, jestem w tym miejscu i osiągnęłam to, co osiągnęłam.
Byłem na kilku treningach wspinaczy. Wspinaczka sportowa na czas to jest harówa. To jest 6-7 sekund, ale trening jest morderczy momentami?
Ja myślę, że w każdym sporcie trening na poziomie wyczynowym jest morderczy. Są różne składowe tego treningu, natomiast zawsze on będzie doprowadzał nasz organizm do granicy, bo dzięki temu jesteśmy w stanie potem wygrywać na zawodach i bić rekordy. Mój trening to jest
bieganie na ściance, bo mamy cały czas taką samą drogę, więc ja na niej codziennie trenuję. Dokładnie ją znam. Mierzymy też czasy, więc mamy dokładną analizę, na jakim etapie, poziomie jesteśmy i jak to wszystko się kształtuje. Dużą też część mojego treningu stanowi trening siłowy, trening na siłowni, trening plyometryczny i dynamiczny. Na szczęście ja się nie muszę tym martwić co mam robić, bo za to jest odpowiedzialny trener. Ja dostaję rozpiskę i to wykonuję.
Pierwsze Mistrzostwo Świata Juniorów przyszło dosyć szybko, bo po kilku latach treningów. W wieku 15 lat zostałaś Mistrzynią Świata Juniorów. Nie od razu wspinaczka stała się Twoim zawodem. Były studia, potem praca w połączeniu z treningami. Co było dla ciebie takim game changerem – momentem, w którym postanowiłaś postawić na karierę sportową?
Awans wspinaczki sportowej na Igrzyska Olimpijskie i przede wszystkim dodanie jej do rodziny sportów olimpijskich. To zmienia bardzo dużo. Pojawiają się sponsorzy. Pojawiają się partnerzy. Pojawia się wsparcie, które daje ci możliwość przygotowań. Ja z pracy zrezygnowałam w 2018 roku po moim pierwszym Mistrzostwie Świata Seniorów (Innsbruck 2018 – przyp. red.). Podjęliśmy decyzję, że skupimy się na obronie tytułu, jadąc do Hachioji rok później na Mistrzostwa Świata (kwalifikacje do Igrzysk w Tokio). Ja nie jechałam tam z myślą zakwalifikować się. Ja nawet nie wiedziałam do końca, jaka jest ścieżka kwalifikacji. Jedyne o czym myślałam to właśnie obronienie tytułu i zobaczenia, co się wydarzy. Potem się zaczął ten sen olimpijski i ta transformacja tego wspinania w sport olimpijski, więc mogę powiedzieć, że w sumie od 2019 roku to się stało. Moja pełna etatowa praca, gdzie rzeczywiście skupiam się tylko na trenowaniu, z tego się utrzymuję i z tego żyję.
Powiedziałaś o tym, że wspinaczka stała się sportem olimpijskim. Medal to jest dla ciebie ten cel numer jeden? To wszystko, co zrobiłaś wcześniej to jest tylko droga i kolejny krok?
Myślę, że nieświadomie tak. Jak się czyta nawet wywiady z różnymi sportowcami, którzy wygrywali medale olimpijskie, to oni często mówią, że przygotowywali się do tego całą swoją karierę sportową. Ja prawdopodobnie robiłam to nieświadomie. Myślę , że gdyby nie to, co działo się w przeszłości w mojej karierze sportowej, to nie doszłabym teraz do tego etapu. Nie doszłabym do tego topu i przede wszystkim na nim się bym nie utrzymała. Być najlepszym jest trudno, ale utrzymać się i być przez kilka sezonów najlepszym, wydaje mi się, że jest trudniejsze.


Dla ciebie to jest obciążenie czy motywacja?
Bycie najlepszym? Myślę, że to jest taki nóż obosieczny.
Powiedziałaś, jak rozmawialiśmy jeszcze przed rozpoczęciem naszej rozmowy, że medal olimpijski, jak mało komu należy się naszym siatkarzom. Niektórzy mówią: Ola Mirosław, mistrzyni świata, rekordzistka świata. Jej się medal olimpijski należy, to prawda?
W sporcie de facto nic nikomu się nie należy. Każdy sportowiec walczy o te medale, walczy o swoje marzenia dosłownie. Sport taki jest, możesz być w najlepszej formie i przyjdzie ten jeden dzień. Ten jeden moment jest wszystko super. Natomiast popełniasz błąd i jesteś na trzecim miejscu podium i nie kwalifikujesz się na Igrzyska i to się zdarza. Taki jest sport.
Są tacy sportowcy którzy mówią, zdobędę jeden medal olimpijski i to jest koniec, nie potrzebuję niczego więcej. Jak jest w twoim przypadku?
Tu jest wiele składowych. Przede wszystkim wspinanie do igrzysk dołączyło w 2020 roku, więc
po raz pierwszy byliśmy na Igrzyskach w Tokio. Teraz będziemy po raz drugi (Paryż 2024 – przyp. red.). Na pewno jesteśmy w Los Angeles w 2028 roku. Wszystko dzieje się w pewnym sensie późno. Ja pierwszy swój start na Igrzyskach miałam 2 lata temu, czyli miałam wtedy 27 lat. Teraz będę miała w Paryżu 30 lat. Więc dla mnie to, że ja mogę być w środku tej transformacji startować, kwalifikować się na te Igrzyska, startować na Igrzyskach i realnie walczyć o ten medal, to jest już szczyt szczytów marzeń. Nie startowałam jako dziecko z pułapu tak, jak robią to lekkoatleci, skoczkowie narciarscy, że moim marzeniem jest medal igrzysk olimpijskich. Ja nie miałam takich marzeń, jako dziecko.
Bo nie mogłaś mieć.
Teraz dzieci i młodzież, która zaczyna się wspinać, wychodzi z pułapu, że pewnego dnia chce zdobyć medal olimpijski. Ja musiałam się zaadoptować do zdobywania tych medali.
Jak będą wyglądać te miesiące do igrzysk?
Nie wprowadzamy tak naprawdę nowości. Nie robimy rewolucji. Właśnie nasz opiekun metodyczny z Instytutu Sportu - Tomek Grzywacz powiedział nam, że rok olimpijski to nie jest rok do testowania. My będziemy robić to, co robiliśmy w ubiegłych latach. Przede wszystkim ja będę trenowała za granicą z innymi kadrami, głównie z mężczyznami. To jest tak, że żebym biegała coraz szybciej, biła rekordy, to muszę biegać z kimś szybszym. W tym momencie to są mężczyźni, więc będziemy trenować we Francji, we Włoszech i w innych miejscach w Europie.
Rozmowa o Igrzyskach Cię stresuje?
Chyba nie. Wydaje mi się, że nie odczuwam tego teraz. Na pewno im będzie bliżej do Igrzysk, tym będzie trudniej. Już powiedziałam kilku dziennikarzom, że wtedy przestanę z nimi rozmawiać, więc nie dzwoń do mnie. (śmiech)
To w takim razie teraz jeszcze życzenia, żeby cię omijały kontuzje.
Tak to jest najważniejsze.
Dziękujemy pięknie za rozmowę!
Rozmowę z Aleksandrą Mirosław przeprowadzili Bartek Piziak i Kuba Niziński podczas 15. Podkarpackiego Kalejdoskopu Podróżniczego, który odbył się w dniach 3-5 listopada w G2A Arenie Centrum Wystawienniczo-Kongresowym Województwa Podkarpackiego w Jasionce k. Rzeszowa. Więcej informacji o festiwalu można znaleźć na www.kalejdoskoppodrozniczy.pl oraz w mediach społecznościowych www.facebook.com/KalejdoskopPodrozniczy